Otworzyłam zaspane oczy i ukazała mi się cała banda debili.
- Witam, dziękuję za obudzenie. – podparłam się na łokciach.
Spojrzałam na zegar ścienny. Przetarłam oczy z niedowierzania.
- Cymbały dlaczego mnie obudziliście?! – syknęła. Spojrzeli
na mnie niezrozumiale. Wywróciłam oczami i wskazałam na zegar.
- Ojej. – zaśmiał się. – Pomyliłem wskazówki. – podrapał się
bezradnie po głowie Irlandczyk.
- Serio?! Wskazówki ci się pomyliły?! – fuknęłam.
- Złość piękności szkodzi. – odpowiedział w obronie.
- Nie ma czemu szkodzić. – rozległ się głośny śmiech Harrego.
Posłałam mu dziwne spojrzenie. Bez sensu było kłaść się dalej spać więc wstałam
z łóżka. Zayn powitał mnie soczystym buziakiem. Zamruczałam mu do ucha i udałam
się do Łazienki. Nawet w pokoju było ciepło więc wcisnęłam się w ciuchy i
pomalowałam się lekko.
- Sam! Szybko bo coś bym zjadł! – krzykną a raczej jękną
Niall. Nacisnęłam klamkę i razem z chłopakami zamówiliśmy śniadanie do pokoju. W
bardzo miłej atmosferze minęły te 2 dni. Razem z Alex wróciłyśmy do domu. Moja
przyjaciółka od razu wróciła do Polski a ja do siebie. Dziwne, że tata nie
przyjechał po mnie. Wyszłam na ulicę i kierowałam się w stronę parkingu
taksówek. Ulica była pusta a wszyscy zmierzali w jednym kierunku. Nudziło mi
się więc postanowiłam sprawdzić gdzie się zlatują. Zobaczyłam kratkę i kilka radiowozów.
Podeszłam bliżej. Ludzie stali zaraz przy wstążce która odgradzała najwidoczniej miejsce
jakiegoś wypadku. Nie miałam ochoty tego
oglądać więc zaraz odwróciłam się na pięcie i chciałam złapać taksówkę i
pojechać do rodziców. Ale mój wzrok przykuło coś leżącego w miejscu ogrodzonym,
leżało to z boku ale tak że z tej odległość w jakiej się znajdowałam nic nie widziałam.
Wytężyłam wzroki i rozpoznałam breloczek który był przymocowany do kluczyków mojego taty. Do moich oczy napłynęły łzy. Upuściłam
walizkę i zakryłam usta dłońmi.
- To nie może być prawda… - szepnęłam sama do siebie.
Niepewnie stanęłam przy żółtej wstążce. Przymusiłam się by spojrzeć w stronę rozbitego
auta. Mój świat się zwalił. Ujrzałam czarny wrak naszego samochodu. Był
totalnie skasowany. Wybuchłam nieopanowanym płaczem. Przeszłam pod wstęgą i
zaczęłam biec bliżej. Ktoś złapał mnie w pasie. Zaczęłam się wyrywać.
- Puść mnie!! To moi rodzice!! – wydarłam się na całe gardło.
Płakałam żywnymi łzami. Lały się z moich oczu sprawiając że nic nie widziała.
- Ciii… - szepnął cicho policjant który mnie przytrzymał.
- To nie mogą być oni!! To nie może być prawda! Mieli mnie
odebrać z lotniska… - opadłam na ziemię. Przyciągnęłam kolana pod samą brodę i oplotłam
nogi rękoma. Bujałam się do przodu i do tyłu myśląc że cos mnie to uspokoi.
- Bardzo mi przykro… - kucną przy mnie policjant. – Choć. –
złapał mnie pod łokieć. – Lekarz da ci coś na uspokojenie.
- Nie! Zostaw mnie! – wrzasnęłam zalana łzami. Mężczyzna
odsunął się ode mnie o nawet nie pół metra. Patrzyłam na to jak pakują czarne
worki do auta, jak strażacy wywożą rozbity samochód, jak policja zakuwa w
kajdanki jakiegoś mężczyznę. Spojrzał na mnie. Spojrzał mi prosto w oczy.
Wstałam i energicznie podbiegłam pod tego faceta.
- To ty! – wrzasnęłam gdy byłam już w niedalekiej odległości
od niego. Cały czas płakałam nie nadążając wycierać łez z policzków. – To dzięki
tobie jestem sierotą, tak? Nie mam już nikogo! – spojrzałam mu prosto w oczy. –
Dzięki tobie. – powiedziałam ciszej.
- Przepraszam, nie zauważyłem że światła się zmieniły. –
szepnął cicho.
- Myślisz że głupie przepraszam zwróci życie moim rodzicom?!
– policjanci by uniknąć kontynuacji tej rozmowy zamknęli go w aucie. – Mam nadzieje,
ze zgnijesz w pierdlu. – szepnęłam sama do siebie gdy radiowóz odjeżdżał.
Stałam sama na środku całego tego wydarzenia. Rozbolała mnie
głowa, łzy wciąż jeszcze leciały. A w głowie wszystkie spędzone chwilę z
rodzicami mi się odtwarzały, a było ich dużo gdyż poświęcali mi każdą swoja
chwilę jako byłam ich jedynym dzieckiem.
- Możesz do kogoś zadzwonić by nie być teraz sama? – spytał lekarz
gdy siedziałam w jednej z karetek. Drżącymi rękoma wzięłam od niego kubek z
wodą i tabletki na uspokojenie. Pokręciłam przecząco głową.
- Wyprowadziłam się tu znaczy Londynu z rodzicami – znów zalałam
się łzami – nie tak strasznie dawno. – połknęłam lek i wypiłam cały kubek wody.
– Nie mam tu nikogo. Nie mam rodzeństwa, moja przyjaciółka mieszka w Polsce
wraz z moja dalszą rodziną a mój chłopak jest aktualnie w LA. Okłamałam tatę by
do niego pojechać, dzisiaj wróciłam a rodzice mieli mnie odebrać z lotniska,
wie pan tata tak łatwo uwierzył, że lecę z przyjaciółką na jej zawody taneczne.
– uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtej rozmowy. – Tak bardzo się o mnie
martwił i troszczył mama z reszta tak samo. – spojrzałam na lekarza patrzył się
on na mnie smutnymi oczami, był on gdzieś w wieku mojego taty może trochę
młodszy, usiadł obok mnie. Nie miałam na nic siły, wszystkie łzy musiałam już
najwidoczniej wypłakać po teraz „płakałam”
bez łez które nie chciały już lecieć.
- Wciąż będą się o ciebie troszczyć. – obiją mnie ramieniem.
– zawsze będą przy tobie. Nigdy nie odstąpią cie na krok. – Ile masz lat?
- Jakieś 4 miesiące temu skończyłam 17. – wyjąkałam dobrze
wiedziałam co to oznacza.
- Jeśli nie masz opiekuna prawnego trawisz do domu dziecka. –
szepnął lekarz. Przytaknęłam.
- Moi rodzice byli prawnikami dobrze wiem co to wszystko
oznacza. – wyciągnęłam telefon z kieszonki – Mógł by pan zadzwonić pod numery
Alex i Zayn? Ja sama nie dam rady im o tym powiedzieć a nie chce być sama –
pokręciłam przecząco głową – nie chce być sama. – popłakałam się po raz
kolejny. Lekarz wziął ode mnie telefon. Kliknął w nim parę razy i odsunął się
na odległość bym zbytnio nie słyszała rozmowy. Nogi bezradnie zwisały mnie za
ulicę. Przyglądałam się ludziom spacerującym po ulicy. Każdy żył swoim życiem.
- Sam każdy ma swoje życie, nikt nie będzie się nad tobą litował.
Jesteś już na tyle dorosła by sama się sobą zająć. – wypowiedziałam te słowa
sama do siebie. – Ale jestem jeszcze nie doświadczona, potrzebuje mamy która
będzie rozmawiała ze mną o wszystkim i taty który będzie nadopiekuńczy… -
gadałam sama do siebie, ledwo co mówiłam tak jąkałam się od płaczu. Cały czas
byłam rozhisteryzowana. Lekarstwa uspokajające nic mi nie pomogły. Po jakimś
czasie wrócił pan doktor.
- Wszystko będzie dobrze. – czy on był na tyle głupi, że
sądził, że w to uwierzę? – Pojedziesz teraz z nami do szpitala, tam poczekasz
aż ktoś się po ciebie stawi. – wypowiedział te słowa z wielkim żalem.
Przytaknęłam. W szpital siedziałam całą noc. Cała zapłakana, zasmarkana i drżąca.
Potrzebowałam kogoś przy mnie, ale nikogo nie było. Ludzie odwiedzali swoich
bliskich a ja siedziałam i czekałam aż ktoś się zlituje i przyleci do mnie.
Sama w wielkim mieście, świecie. Sama jak palec najbardziej potrzebuję teraz
swoich przyjaciół. Z rana przez główne drzwi wpadły dwie kobiety. Moja Alex ze
swoją mamą.
- Sam, skarbie… - mocno przytuliła mnie moja przyjaciółka,
jednak miałam jakieś łzy gdyż znów zalałam się cała na ramieniu swojej
przyjaciółki. Siedziałam z nimi pewna chwilę aż się nie uspokoję. Obie płakały
cały czas.
- Przyleciałyśmy jak najszybciej, przepraszam, ze musiałaś być
tu sama – uścisnęła mnie mama mojej przyjaciółki.
- To ja przepraszam, ze musiałyście się do mnie fatygować. –
wyszeptałam.
- Nie gadaj głupot! – uniosła się Alex.
- Właśnie! – poparła ja jej rodzicielka. – Pamiętaj, że je
jesteś sama! Nigdy. Masz Alex i mnie. Zawsze możesz na mnie liczyć, pamiętaj. Za wibrował
mój telefon ledwo co odebrałam.
- Sam kochanie… - usłyszałam głos Zayna.
- Potrzebuje ciebie i chłopaków – wyjąkałam.
- Wiem ale przylecieć możemy dopiero jutro, przepraszam.
- Rozumiem macie swoje obowiązki, swoje życie.
- Ty jesteś moim życiem – przerwał mi. – Fani zrozumieją
jeśli przesuniemy nasze koncerty o kilka dni. Jesteś tam sama? – spytał zatroskany.
- Jest teraz już przy mnie Alex ze swoja mamą. – zrobiło mi się
strasznie smutno Zayn chciał bym oddała słuchawkę na chwile swojej
przyjaciółce. Po krótkiej rozmowie oddała mi telefon.
- Kazał mi iść do ich mieszkanie żebyś nie była… – urwała.
- Mądry chłopak… - rzekła jej mama. Wsiadłyśmy do taksówki i
pojechałyśmy do domu chłopaków. Miałam klucz zapasowy więc do środka dostałyśmy
się bez problemu…
_________________________________________________
Jak się podoba? Chyba trochę inny niż reszta, smutniejszy nie? Pisząc to miałam świeczki w oczach... Ale to wam pozostawiam krytykę i opinie ;)
Przepraszam, że tak dawno nie dodałam nowego ale czasu nie mam ;/ WAKACJE W KOŃCU xx
Korzystając z okazji Chciałabym prosić byście przeczytali i zostawili komentarz na tym blogu < klik > Wyraźcie tu swoja opinię na temat moich wypocin xdd ;D